wtorek, 28 lipca 2020

Radek Rak - "Baśń o wężowym sercu albo wtóre słowo o Jakóbie Szeli"

Postać słynnego chłopskiego przywódcy - Jakuba Szeli - przewija się często w kulturze. Nawiązują do niego pisarze, wygłasza się w jego imieniu mocne przemowy na scenie teatralnej, wraca się do jego historii tak często, jak do obrosłej wokół niego legendy. Nic dziwnego, że Radek Rak wybrał sobie właśnie tak głęboko zakorzenione w nas i intrygujące indywiduum na głównego bohatera swojej najnowszej powieści, nominowanej do tegorocznej nagrody Nike.

Akcja powieści toczy się wokół życia wspomnianego Jakóba. Obserwujemy jego młodość i starość, pragnienia i upadki, miłości i romanse oraz przemożną chęć udowodnienia, że jest on wart coś więcej, niż Pan, który stoi nad nim z biczem. Rak stworzył tutaj fenomenalną paletę wydarzeń: historycznych, nawiązujących do faktów oraz czysto mitologicznych, momentami wręcz niczym z powieści fantasy. Tak metaforycznego dzieła dawno nie miałam przyjemności czytać, a niezliczone pokłady nawiązań do kultury, popkultury, religii czy innych ważnych dzieł są wisienką na torcie znakomitej lektury.

Zanim więc dojdzie do słynnej rabacji, Jakób poznaje czym jest miłość w różnych formach - cielesnej, namiętnej, niespełnionej. Kobiety są nieodłącznymi towarzyszkami głównego bohatera, nieustannie próbując wskazać mu różne ścieżki, zachować jego ognistą duszę dla siebie i wyjść ponad swoją seksualność. A i tej mamy tutaj sporo - autor nie boi się odważnej erotyki, która pojawia się nieustannie na kartach powieści i jest ujmowana, w zależności od sytuacji, w prosty, "chłopski" sposób lub nietypowe, marzycielsko-oniryczne opisy.

A gdy nie w głowie Jakóbowi uciechy cielesne, możemy razem z nim odbywać wędrówki w celu odnalezienia tytułowego wężowego serca, które to staje się nadrzędnym celem strudzonego młodziana. Baśń przenika się tutaj z realnością w tak naturalny i nienachalny sposób, jakby przemiana ludzi w zwierzęta, wiedźmy i biesy czy wyciąganie bijących serc z piersi, by obdarować nimi ukochane osoby, stanowiły codzienność każdego człowieka. Jestem tu szczególnie zachwycona postaciami otaczającymi Szelę, jak Kocmołuch, czy nierozłączni Amazarak i Azaradek (swoją drogą - piękna gra słów 😀 ), które dodają elementów humorystycznych i ubarwiają swoimi osobowościami i poczynaniami całą opowieść.

Można by jeszcze długo pisać o tym dziele, ale nie chcę za dużo zdradzić przyszłym czytelnikom. Ze swej strony więc już podsumowując - po prostu czytajcie i cieszcie się tą niecodzienną lekturą. Cieszmy się, że mamy tak zdolnych rodzimych pisarzy - a panu Rakowi życzę serdecznie statuetki Nike i innych sukcesów 😀

10/10


piątek, 24 lipca 2020

Trumny, rycerze i Rosja, czyli kolejne Escape Roomy

Tym razem nie książkowo, ale escape room’owo. W lipcu odwiedziliśmy stałym, Kotletowym składem trzy pokoje firmy Find a Way – Zakopanych Żywcem, Rycerski oraz Russian Horror Story. Poniżej kilka słów o każdym z  nich i pamiątkowe zdjęcie 😊
Jeśli chodzi o Zakopanych, to był to pokój wyjątkowy, ponieważ rzadko zdarza się nam chodzić do pokoi tak ukruszonym składem Kotletów, ale tym razem nie dało się inaczej, więc tylko w dwójkę daliśmy się żywcem zakopać - czego się nie robi dla ucieczek  Fabularnie w zasadzie to wszystko, co można zdradzić - są dwie trumny i należy je jak najszybciej opuścić. Było to ciekawe doświadczenie, nietypowe dla standardowych eskejpów. Przestrzennie było całkiem komfortowo, mieliśmy obawy przed leżeniem na gołych dechach, ale zadbano o materac, a skrzynie były na tyle duże, że dało się w nich wygodnie przekręcać i manewrować bez nabijania większych guzów  "Pokój" wymaga pełnej kooperacji, zagadki i rozwiązania do nich są połowicznie rozrzucone po obu trumnach, więc należy być cały czas oczami dla drugiej osoby, aby wspólnie rozwikłać łamigłówki. Były one bardzo proste, bez większych problemów udało się je rozwiązać. Brakowało w nich niestety uzasadnienia fabularnego, wiadomo, że jest to trudne, aby w trumnach rozwiązania miały powiązanie z historią, ale na pewno nie jest to niewykonalne i przydałoby się jednak nieco je przemyśleć, żeby nie były "od czapy", tylko faktycznie pasowały do klimatu  Udało się nas w pewnym momencie rozgrywki zaskoczyć, za co duży plus, ale więcej nie zdradzę, żeby uniknąć spojlerów.

Następnie już pełną ekipą odwiedziliśmy Rycerski, z którego akcesoriami mamy zdjęcie. Tym razem jacyś nieodpowiedzialni zbóje przenieśli się w czasie i narobili bałaganu, którzy może zmienić bieg historii - pora to naprawić!
Fabularnie pokój zapowiadał się ciekawie, jednak czegoś w nim zabrakło. Zagadki były średniej trudności, w większości klasyczne z pewnymi wyjątkami, ale mało porywające. Klimatycznie było całkiem poprawnie, jednakże dałoby radę zdecydowanie podkręcić wystrój i zwiększyć efekt wizualny. Fabuła gdzieś tam krążyła, ale brakowało głębszego zagłębienia w nią i szerszych odniesień co do czasu, w którym jesteśmy i co się akurat dzieje, a to pogłębiłoby immersję. Generalnie pokój można odwiedzić, ale przydałoby zainwestować nieco czasu w modernizację i na pewno robiłby lepsze wrażenie.

I na sam koniec zostawiliśmy sobie Russian Horror Story, w którym to najpierw sobie zwiedzamy spokojnie Rosję, a nagle jakiś przemiły człek zaprasza nas gościnnie na klasyczną wódeczkę. No i wylądowaliśmy w jego piwnicy , czekając na rychłą rzeź. Co to był za wieczór.. Pokój był klimatyczny i całkiem creepy, jak przystało na thriller. Fabuła i zagadki całkiem współgrały ze sobą, elementy "straszące" dodawały fajnego smaczku całości, choć nie były aż tak intensywne, jak w wielu innych horrorach. Trudność była średnia, należy tutaj wytężyć mocno spostrzegawczość, żeby nie przeoczyć pewnych rzeczy, jak nam się zdarzało ;) Można by dodać więcej elementów wskazujących na rosyjskie "korzenie" fabuły.
 Obsługa w pokojach była bez zarzutów, sympatyczna i uśmiechnięta. Był to całkiem miło spędzony czas, może nie były to nasze czołówkowe pokoje, ale zabawa przyjemna 😊


niedziela, 19 lipca 2020

Wanda Wasilewska - "Ziemia w jarzmie"

Od czasu do czasu lubię sięgnąć po powieści sporo starsze ode mnie, pióra naszych rodzimych,  mniej lub bardziej znanych autorów. Tym razem w moje ręce wpadła, nieco podniszczona, powieść Wandy Wasilewskiej: "Ziemia w jarzmie".

Jest to historia dość typowa w gatunku agrarnym, akcja obyczajowo toczy się wokół życia poszczególnych ludzi ze wsi. Mamy więc prace na roli, prestiżowe nauczanie, gdzie umiejętność czytania i pisania jest czymś wyjątkowym, kłótnie, przesądy, zderzeniu chłopstwa z hrabiostwem. W mojej opinii wyróżniło się tylko kilka większych wydarzeń, związanych ze zbrodniami dokonywanymi przez gajowych, czy wytykanie palcami nowej we wsi Anki z jej wyzwoloną i dość frywolną naturą.

Postaci w większości są podobne do siebie w opisach i myśleniu. Zapamiętałam nieliczne z nich, pozostałe dość mocno zlewają mi się w pamięci, pomimo iż książkę niedawno skończyłam. Niewiele też w zasadzie w mojej opinii się faktycznie dzieje, ot, lżejsze i trudniejsze dni w wiejskiej przestrzeni, ale nic wyjątkowo wciągającego. Ponadto minusem w moim odbiorze było dość negatywne przedstawienie praktycznie wszystkich bohaterów, nie ma tam praktycznie nikogo, kto nie byłby zepsuty przez niewiedzę, obyczajność, przesąd czy brak działań. W pewnym momencie zmęczyło mnie to, bo brakowało jakiegokolwiek pozytywnego powiewu, a trudno mi uwierzyć, że na tyle osób wszyscy mogliby być aż tak źli, nawet dzieci, które jako jedne z pierwszych są tutaj sprawcami zła.

Niestety, tym razem powieść Wasilewskiej do mnie nie trafiła. Może przy innej jej książce lepiej będę ją wspominać, na razie zaliczam w poczet przeczytanych i wracać do tej pozycji nie będę.

3/10.




wtorek, 14 lipca 2020

Patryk Fijałkowski - "Filip i hydra"

"Demony dzieciństwa niełatwo ujarzmić w literaturę. Patrykowi Fijałkowskiemu się udało. Brawo! Czytajcie!" - rekomendacja okładkowa bardzo cenionego przeze mnie Ignacego Karpowicza skusiła mnie, aby przyjrzeć się tej książce i przekonać na własne oczy, czy faktycznie jest tak dobra i mocna. Nie zawiodłam się.

W powieści poznajemy Filipa - młodego mężczyznę, który, wydawać by się mogło, ma wszystko, czego może zapragnąć. Studiuje, tworzy z pasją muzykę, ma wspaniałą dziewczynę - czegóż chcieć więcej? A jednak Filipowi nie jest dana choćby odrobina wytchnienia i spokoju w wewnętrznej walce z własną przeszłością, którą w niezwykłej metaforze animizuje w postać mitologicznej hydry. Dlaczego akurat hydra? Bo każda próba zamknięcia jakiegoś rozdziału, uporania się z trudnym zdarzeniem wywołuje lawinę kolejnych traum, niczym odrastających głów potwornego stworzenia. Chłopak boryka się z piekłem, które przeżył w domu rodzinnym, obserwując znęcanie się ojca nad jego matką i jej tragiczne w skutkach próby radzenia sobie z tym. Po 10 lat od urwania kontaktu ojciec chce spotkać się z, już dorosłym, synem, a Filipa zalewa fala lęków z dzieciństwa.

Konstrukcyjnie powieść składa się ze zdarzeń obecnych, przeplatanych wspomnieniami, które dają coraz szerszy obraz całej tragicznej sytuacji oraz prób przepracowania lęków w postaci "walki" z hydrą. Zabieg w postaci różnych perspektyw jednego człowieka w odmiennych etapach życia jest niezwykle trafny. Autor zadbał o niezwykły realizm w każdym ujęciu. Emocje, nie tylko głównego bohatera, ale też pozostałych członków rodziny czy innych, otaczających go osób, wprost krzyczą czytelnikowi w twarz, który zostaje wciągnięty w ten trudny i przejmujący świat - co gorsza, ze świadomością, że jest on rzeczywistością niejednej rodziny. Książka jest bardzo trudna, przeczytałam ją może i bardzo szybko, ale długo po lekturze we mnie siedzi i gdzieś z tyłu głowy o niej myślę. Wpis będzie więc o tyle krótszy, że trudno mi dodać coś więcej - to trzeba po prostu odkryć samodzielnie na kartach powieści.

Niezależnie od poziomu utożsamienia się osobiście, czy też znajomości takich środowisk z różnych źródeł, jest to książka, którą będę zdecydowanie polecać każdemu. Dotyka ona trudnego, ale ważnego tematu, bezkompromisowo ukazując go w całej "okazałości". Skłania do refleksji - bo kto wie, czy ci głośniejsi sąsiedzi za ścianą z głośnym dzieckiem nie przeżywają właśnie podobnego horroru? A może ten wycofany kolega z pracy nie jest "dziwny", a doświadczył niegojących się ran lata temu...?

Zachęcam do przeczytania.

10/10




niedziela, 12 lipca 2020

Jakub Ćwiek - "Topiel"

Było to moje pierwsze zderzenie z twórczością Jakuba Ćwieka i - już teraz mogę to stwierdzić - z pewnością nie ostatnie.

"Topiel" jest powieścią po części dotykającą prawdziwych zdarzeń, czyli słynnej powodzi w Głuchołazach w 1997r. To właśnie w czasie tych wydarzeń poznajemy naszych bohaterów - Kacpra, Darka, Józka i Grześka - nastolatków, którym tegoroczne wakacje zostawią ślad na całe życie. Naprzemiennie poznajemy historię oczami każdego z bohaterów, a pomiędzy tymi relacjami pojawiają się "luźne kartki", czyli krótkie wzmianki o wydarzeniach wcześniejszych lub pobocznych, a jednak wciąż istotnych dla całej historii. Ta wielowymiarowa perspektywa jest fantastycznym zabiegiem, który pozwala wyjątkowo dogłębnie wgryźć się w opowieść.

A mamy w czym "zanurkować", ponieważ poza powodzią Ćwiek robi swoim nastoletnim bohaterom szybki kurs dojrzewania, pierwszych miłości, problemów rodzinnych itp. Występuje tu cały kalejdoskop emocjonalny, który mocno trafia do czytelnika, zwłaszcza, że od samego początku (ba, nawet z opisu książki!) wiemy, że jednego z bohaterów wkrótce stracimy. Którego? Tutaj autor pozostawia nas w niepewności prawie do samego końca. I jestem pełna podziwu dla umiejętnych zwrotów akcji, bo tak, jak może i trafiłam, którego chłopca życie zakończy się w czasie tej feralnej powodzi, tak okoliczności i cała "otoczka" (mówiąc w skrócie, co by nie zaspojlerować nikomu) były na tyle zaskakujące, że do samego końca czytałam z wypiekami na policzkach.

Psychologia postaci jest tym, w czym Ćwiek wspaniale się odnajduje. Zarówno główni bohaterowie, jak i postaci poboczne - ich rodziny czy inni mieszkańcy miasteczka - są oddani wyjątkowo wyraziście. Nie ma tu "spłaszczonych" osobowości - nawet najmniej istotna dla fabuły osoba jest odrębnym bytem, który w jakiś sposób wyróżnia się z tłumu. Podkreślam to, ponieważ rzadko zdarza się taka dbałość o szczegóły, nawet tych pobocznych bohaterów, więc tym bardziej jestem tym faktem zachwycona.

Kolejną zaletą, o której chcę wspomnieć, jest doskonale oddane tło historyczne. Nie jest to może powieść oparta na faktach, co zresztą sam autor podkreśla, że została wykorzystana tutaj jedynie faktyczna powódź, a reszta to fikcja literacka. A jednak w tej fikcji czuć sentyment za latami 90., które są oddane naturalnie i szczerze - mówię to jako osoba, której dzieciństwo częściowo przypadło też na te czasy. Zachowania, rozrywki, charakterystyczne przedmioty - klimat jest tu perfekcyjnie oddany, dzięki czemu czytanie tej książki jest tym większą przyjemnością.

Podsumowując - jest to doskonały thriller obyczajowy, który gorąco polecam każdemu fanowi gatunku.

Ode mnie 8/10


wtorek, 7 lipca 2020

Edgar Hryniewicki - "Czarne Koty"

"Czarne Koty" to debiut literacki rodzimego Edgara Hryniewickiego, który pokusił się o stworzenie dla polskiej fantastyki zupełnie nowego uniwersum. W końcu jest to pierwszy tom zapowiedzianej trylogii. A jak to wygląda w praktyce? O tym poniżej.

Fabuła toczy się wokół Minsa, młodego syna szkutnika, którego największym celem jest wyrwać się z nędznego i prostego życia i usamodzielnić się w sposób przełomowy, który zmieni rzeczywistość. Dostaję on przypadkiem szansę, która stoi na granicy prawa i przystępuje do tajnej organizacji, której przyświeca chęć ocalenia miasta Thornis przed nadciągającą wojną. Brzmi to bardzo i zachęcająco, zwłaszcza gdy dodać do tego, iż jest to świat fantasy, więc wiele więcej fascynujących wydarzeń i smaczków można się tu spodziewać.

Zacznę od tego, co mi się podobało. Na pewno fakt obszerności zbudowanego świata, który wskazuje na ogromną wyobraźnię autora jest atutem. Akcja dzieje się w wielu miejscach, czytelnik otrzymuje też wkładkę ze zbiorem map, które pomagają zobrazować przestrzeń. Myślę, że dla osoby debiutującej nie jest łatwo ogarnąć tak dużo w jednym tomie, więc tu składam wyrazy uznania dla pana Hryniewickiego. Ponadto intrygi gonią intrygi, w zasadzie nie ma momentu, gdy coś nowego nie zaczyna się dziać, więc autor cały czas trzyma czytelnika w pełnej gotowości do przeżywania dynamicznej fabuły. Opisy są rozbudowane, doskonale wiemy, jak kto wygląda, co je, gdzie przebywa, więc może nie ma tu wiele miejsca na popis własnej wyobraźni, ale na pewno to, co chciał przedstawić autor w swojej wizji jest jasno zarysowane.

Jeśli chodzi o to, co w mojej opinii mniej zagrało, to swoisty chaos. Wspomniałam wcześniej o sporej dynamice - mam poczucie, że momentami ona gubi się pod własnym ciężarem, pomimo iż oczywiście jej tempo jest zaletą. Myślę, że w kolejnych tomach powinno to być jednak bardziej uporządkowane - momentami miałam poczucie zagubienia w wydarzeniach, czy w lokacjach, które przecież również się wymieniały. Przez to paradoksalnie czułam się niekiedy znużona poprzez konieczność wyłapywania niuansów. Myślę, że warto też dopracować bohaterów - ich osobowości często były bardzo zbliżone do siebie, a przez to spłaszczone - w zasadzie nikt się nie wyróżnił niczym, nawet główna postać, trochę jakby to był teatr jednego aktora - przez to też momentami niekonsekwentnie były zarysowane myśli czy determinanty poczynań, zdarzały się niespójności i uproszczenia, jak choćby w relacji miłosnej, która powinna mieć zdecydowanie więcej czasu na rozwinięcie, bo przypominała Disneyowskie romanse. Liczę na to, że w kolejnych tomach jednak bardziej te odrębności i rozwój bohaterów wybrzmi. Chętnie też poznałam bym więcej elementów typowo "fantasy" w tym świecie - o wielu się mówiło, co było bardzo ciekawe, gdy wplatano w dialogi tajemnicze nazwy stworzeń, czy dysputy o magach itp - tego warto byłoby dodać więcej, bo ciekawie może podnieść odbiór książki.

Podsumowując - jak na debiut literacki, to jest całkiem niezła pozycja, ale w rozwinięciach przy okazji kolejnych tomów należałoby pewne rzeczy poprawić - wówczas będzie to naprawdę warta uwagi pozycja na polskim rynku wydawniczym, czego szczerze autorowi życzę :)

Tak trochę na zachętę 6/10 :)

A na zdjęciu, skoro Czarne Koty, to niezastąpiony mój prywatny czarnulek - Bonifacy ;)

PS: Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl

Nuclear Strike Larp

Mała pamiątka i krótka i nietypowa wzmianka z ostatniego weekendu, czyli z Nuclear Strike Larp - poniższe zdjęcie zrobione tuż przed wejściem na teren fortu VI w Poznaniu - przez 30h byliśmy uczestnikami larpa, którego fabuła toczyła się wokół zagłady nuklearnej, z której razem z kilkudziesięcioma innymi osobami ocaleliśmy. Uwielbiamy immersje, której czasem aż chce się więcej i więcej, gdy się czyta książki, czy bierze udział w jakiś wydarzeniach, a to było bardzo ciekawe doświadczenie, zupełnie inne, niż znane nam do tej pory escape roomy czy papierowe gry RPG. Larp był poniekąd połączeniem obu, ale dla nas pierwszym takim doświadczeniem, dodatkowo też pierwszym zdarzeniem z cosplayem, myślę że wyszło całkiem całkiem i przypominamy postapokaliptycznych ocaleńców 😁To była pierwsza edycja tego eventu, więc może jeszcze idealnie nie było, ale bardzo doceniamy wkład pracy i zaangażowanie organizatorów, zapewniliscie nam dużo fajnych wspomnień :) Myślę, że to dopiero początek naszych przygód z larpami, na pewno jeszcze się przejdziemy w przyszłości :D 


piątek, 3 lipca 2020

Patrick Süskind - "Pachnidło"

Największa fala popularności tego dzieła może już nieco osłabła, ale myślę, że nadal potrafi ono wywołać naprawdę potężną dawkę emocji swoją oryginalnością i kunsztem. Dziś na tapecie "Pachnidło" Süskinda!

"Pachnidło", czyli wzgląd w duszę (?) niezwykle osobliwego człowieka. Istota bez zapachu, najbardziej na świecie pożądająca woni idealnej, istota bez miłości, pragnąca stworzyć eliksir uwielbienia, istota bez uczuć, która wzbudza ich tak wiele w innych - ot, całe Grenouille, jeden z najniezwyklejszych morderców, jakich opisano.

Historia toczy się wokół wspomnianego Jana Baptysty Grenouille'a - genialnego perfumiarza, którego ambicją jest stworzyć najwspanialszy zapach świata - zapach, który odzwierciedla najpiękniejsze dziewczęta ówczesnych czasów, porywający serca i dusze. Idealnym i jedynym sposobem staje się pozyskiwanie esencji z ciał urokliwych dziewic... Myślałby kto, że ci perfumiarze to takie spokojne i niewinne osobistości!

W historii w dogłębny sposób wkradamy się w psychikę owego "kleszcza", powoli odkrywając, jak destrukcyjna jest to postać, zarówno wobec świata zewnętrznego, jak i samego siebie. Prawdziwą czytelniczą ucztą jest stopniowe poznawanie motywów podejmowanych przez bohatera decyzji, jego skutecznie przemyślana intryga, w której sieci wpada każdy, kto się z nim zetknie. Szczególnie zmiany usposobienia Grenouille'a, który niczym kameleon umie dopasować się do każdego otoczenia, grając dokładnie taką postać, jaką oczekują otaczający go ludzie - niejeden aktor mógłby się uczyć od tego zagubionego młodzieńca. Czytałam to z prawdziwą fascynacją! Süskind dba też o  inne szczegóły, zapraszając czytelnika na spacer po uliczkach miasteczek Francji, opisując historię nie tylko głównego bohatera, ale również postaci pobocznych, pilnując, aby każda opowieść była pełna i wyczerpująca. Watki są więc zgrabnie domknięte, całościowo książka perfekcyjnie wyczerpuje swój temat.

Jest to wciągająca, psychologiczna powieść, jedyna w swoim rodzaju, a przy tym tak zgrabnie napisana, że wprost możemy to odczuć "olfaktorycznie", że tak pozwolę sobie wspomnieć chyba ulubione, bo tak często powtarzane przez autora słowo z jego dzieła.

Ode mnie 8/10