wtorek, 30 czerwca 2020

Legendy miejskie w wydaniu Barbera i Gralińskiego

Jak najciekawiej, a jednocześnie nietypowo przenieść się w różne zakątki świata? Najlepiej poznając ich legendy. Jednak na topie nie są już historie o wróżkach i smokach wawelskich - legendy miejskie są zupełnie nowym wymiarem "baśni" - a zwłaszcza, że znajdują się tu i takie, które są prawdziwe!
Mark Barber oraz Filip Graliński - dwóch autorów z różnych zakątków Europy, a jednak piszących o tym samym - nurtujących ciągle naszą kulturę "urban legends" - autorzy zastanawiają się, czy są "niewinne opowiastki, będące wyrazem współczesnego folkloru? Nieprawdopodobne historie pół żartem, pół serio, które przydarzyły się znajomemu znajomego...?" A może jednak jest to coś więcej, co wychodzi poza granice niewinnej plotki przekazywanej z ust do ust, bądź, jak to bywa we współczesnych czasach, "z komputera do komputera"? Odpowiedzi zawarte w obu książkach pozostawiają spore pole dla wyobraźni, więc wrażliwszych odbiorców przestrzegam - od niektórych opowieści mrozi się krew w żyłach ;) Tak więc przedstawiam Państwu "Legendy miejskie" oraz "Znikającą nerkę: mały leksykon współczesnych legend miejskich".

Autorzy stworzyli całkiem podobnie swoje zbiory - wszystko na bazie głównie najpopularniejszych legend, ułożonych w różnych kategoriach tematycznych - zarówno amator horrorów, jak i początkujący kucharz znajdą coś dla siebie! Przenoszą dzięki nim czytelnika w niezwykły świat ludzkich (i nieludzkich) popisów wyobraźni, które, niczym wirus, rozprzestrzeniają się niekiedy po całym globie. Przetwarzane i przeinaczane, niczym w głuchym telefonie, zawsze opowiadane z pełnym przekonaniem. W końcu "znajomy znajomego na pewno to przeżył!". Warto szczególnie zwrócić uwagę na "Nerkę", jeśli fascynuje nas rodzimy folklor - cały rozdział jest tutaj poświęconym polskim urban legends, które dotrzymują kroku w swojej "niezwykłości" światowym historiom.

Obie pozycje czyta się jednym tchem, są to fascynujące zbiory, które zaskoczą niejednego znawcę creepypast. Podobało mi się zwłaszcza, że wszystko jest opatrzone rzetelnymi komentarzami autorów, którzy wyjaśniają, na ile jest to możliwe, genezę opowiastek oraz prawdopodobieństwo prawdziwości zdarzeń (w większości są one nieprawdziwe, ale zdarzają się zaskakujące wyjątki). W dodatku po przeczytaniu nabywa się pewne rozeznanie w tego typu opowieściach i znacznie łatwiej wychwycić wśród wielu napływających do nas zewsząd informacji te, które można podejrzewać o nieprawdę.

Z czystym sumieniem mogę polecić obie książki każdemu!

Obie pozycje to 9/10 ode mnie :)




sobota, 27 czerwca 2020

Robert Kilen - "Czart"

Któż może pokonać prawdziwego Diabła...?

"Czart" Kilena jest drugą książką opisującą przygody nieustraszonego Maksa Kellera, śledczego z ABW, dla którego nie ma zagadki bez rozwiązania. Tym razem zderza się z terrorystami, którzy próbują obudzić diabelskie moce. Mężczyzna z pomocą niewielkiej grupy zaufanych osób musi zmierzyć się z całą grupą przestępczą i odkryć prawdę o tej tajemniczej sile, której pożąda tak wiele osób. A kluczem do tego jest interpretacja tajemniczego wiersza międzywojennego poety...

Powieść na pierwszy rzut oka wydawała mi się dość standardową sensacją, nie wybijającą się z grona wielu podobnych pozycji. Jakie było moje zaskoczenie, gdy okazało się, że akcja momentalnie mnie pochłonęła, a intryga i napięcie zostały tak fantastycznie zbudowane, że jest to prawdziwa perełka w swoim gatunku.  Uwielbiam ponadto, gdy bohaterowie podążają za niejednoznacznymi wskazówkami, a wykorzystana tutaj poezja Józefa Czechowicza, jako podstawa opisanych wydarzeń i motywacji postaci była bardzo ciekawym zabiegiem.

Kilen ma lekkie pióro i bardzo przyjemny sposób wprowadzania czytającego do swojej powieści. Z całą pewnością sięgnę po kolejne jego książki. A na ten moment nie pozostaje mi nic innego, jak tylko gorąco zachęcać innych do przeczytania, myślę, że sporo czytelników znajdzie przyjemność w obcowaniu z tą lekturą.

Dziś nieco krótszy wpis, ponieważ nie chcę zdradzić zbyt wiele z fabuły, którą naprawdę warto poznać ;)


Oceniam na 8/10

Książkę odebrałam za punkty z portalu CzytamPierwszy :)


niedziela, 21 czerwca 2020

Seria interaktywna "Dzienniki"

Uwielbiam łamigłówki. Jak tylko zobaczę jakąkolwiek zagadkę, to od razu mam chęć ją rozwiązywać. Stąd pewnie zamiłowanie do escape roomów. No ale codziennie w nich być nie mogę (no, może na razie... 😊 ) tak więc pozostaje radzić sobie inaczej. Idealną alternatywą okazały się interaktywne historie, które są ostoją zarówno książkoholika, jak i zagadkowicza. Moja przygoda z nimi zaczeła się od "Dzienników".

"Dziennik 29" to pierwszy tom tajemniczej historii, w której pozornie niewiele da się wyczytać. Wiemy z zarysu fabuły, że "Minął 28 tydzień tajnych prac wykopaliskowych, które miały przybliżyć ludzkość do poznania sekretu obcej cywilizacji. W 29 tygodniu stało się jednak coś niezwykłego! Zniknął cały zespół, pozostawiając po sobie jedynie dziennik". I tu zaczyna się nasza rola, jako odkrywców dalszych wydarzeń związanych z tymi wykopaliskami. Każda strona stanowi odrębną zagadkę, którą należy wyczytać z rysunków, pojedynczych słów, symboli, a czasem i grzbietu książki, czy origami, które należy na niej poczynić. Uzyskane hasło wpisujemy w dedykowanej stronie internetowej, a po udzieleniu prawidłowej odpowiedzi, możemy przejść dalej. Mamy również dostęp do podpowiedzi, a w przypadku kompletnego utknięcia, możemy również odczytać prawidłową odpowiedź. Sam proces jest bardzo prosty, natomiast zagadki - cóż, tu już nie jest tak kolorowo. Są bardzo zróżnicowane, jeśli chodzi o poziom trudności oraz sposoby rozwiązywania. Konieczne jest bardzo abstrakcyjne myślenie, aby najpierw odkryć, czym jest sama zagadka, a następnie ją rozwikłać. Dodatkowo z poszczególnych haseł i notatek wyłania się intrygująca i nieoczywista fabuła. Dla mnie jest to rewelacja miałam ogromną satysfakcję po każdej poprawnie rozwiązanej łamigłówce! Fantastycznie bawiłam się przy pierwszym Dzienniku, więc każdy kolejny był coraz bardziej wyczekiwany.

"Dziennik 29. Przebudzenie" ponownie opiewa na powyższej historii, jednak tym razem mamy znacznie więcej zapisków fabularnych, więc historia jest łatwiejsza w odbiorze. Zagadki moim zdaniem stały się nieco trudniejsze, jednak nadal rozwiązywanie ich sprawiało ogromną przyjemność, nie było frustrujące ani męczące. Opowieść mnie po raz kolejny wciągnęła i z każdą stroną chciałam wiedzieć więcej.

Odrębną historię natomiast stanowi "Dziennik. Wyprawa 1907". Tutaj zarys fabuły, jaki dostajemy to: "Nikt do końca nie wierzył w jego istnienie. Marynarze nie chcieli nawet wymawiać tej nazwy. Legendarny dziennik pokładowy z wyprawy morskiej z 1907 roku owiany był tajemnicą… aż do dziś. Rozrzucone po całym świecie zaginione strony zostały odnalezione i połączone w całość. Potwory z głębin, mroczne sny i koszmary, wiadomości z innych wymiarów. Nadszedł czas, aby odkryć, jaki sekret skrywa ten owiany mroczną sławą dziennik…". Jak widać, po mrocznym SF z pozostałych dzienników, tym razem mamy do czynienia z bardziej przygodową opowieścią, choć nadal z pewnymi mrocznymi elementami. Tutaj opowieść również, jak w "przebudzeniu", jest szerzej opisana, zmianą też jest wskaźnik, gdzie odejmujemy i dodajemy punkty za odpowiedzi, używanie wskazówek itp. Było to więc nieco bardziej "stresujące", gdy punkty momentami spadały, a tu pilnie potrzebowało się wskazówek, więc ambicja i kreatywne myślenie znacznie bardziej tu podskoczyły, niż w innych Dziennikach. Nie mam poza tym wiele do dodania, twórcy i tutaj stanęli na wysokości zadania i, jak każdy inny, ten Dziennik jest perełką sam w sobie :)

Podsumowując - polecam, polecam i jeszcze raz polecam! Wspaniała oprawa graficzna, wciągające historie i nietuzinkowy trening dla mózgu - czegóż chcieć więcej? :) Warto tylko zaczynać je w momencie, kiedy ma się nieco więcej wolnego czasu, bo dla mnie każdy kolejny tom, to był dzień-dwa wyrwane z życia - siedziałam tylko całe dnie z dziennikiem w jednej ręce i z ołówkiem w drugiej tak długo, aż nie udało mi się rozwiązać wszystkich zagadek. Albo omdleć z wyczerpania ;)

Oczywiście 10/10


czwartek, 18 czerwca 2020

Szum i Osobowość, czyli w końcu Escape Room!

W końcu nadszedł ten moment, kiedy wpis dotyczyć będzie mojej trzeciej, ucieczkowej pasji :) Po kolejnych miesiącach zamknięcia, gdy tylko eskejpy dostały zielone światło, ruszyliśmy naszym stałym składem na podbój - tym razem do poznańskiego Continuum, gdzie nie udało się już w marcu dotrzeć. Ach, co to były za przygody!

Zaczęliśmy od Szumu, opartego na krążących kilka lat temu po internecie dziwacznych filmikach i teoriach spiskowych na ich bazie. Mistrzyni gry zarysowała niepokojącą historię, której tło mieliśmy też okazję obejrzeć przed rozpoczęciem rozgrywki... no i się zaczęło!

„Tworzy się nowy porządek. Dołączysz lub upadniesz. Wirus rozprzestrzenił się zbyt daleko; musi zostać powstrzymany. Trzeba go wyrwać z korzeniami.”

Nasze zadanie dotyczyło odkrycia sekretów twórcy filmu w jego kryjówce... no cóż, jak i ucieczka, bo oczywiście zostaliśmy przydybani na myszkowaniu po zakamarków mrocznego budynku. Każdy kolejny element układanki składał się szybko w spójną całość, a nam udało się dopiąć celu... choć czy sposób na to spodobał się wszystkim... raczej nie ;)

Sposób budowania grozy był doskonale wyważony, creepy momenty oczywiście się przewijały, ale mieliśmy też w tym wszystkim spokojny czas na rozwiązywanie zagadek. Fantastyczny wystrój, nie chcę spojlerowac, więc nie wspomnę dokładniej o pewnych jego elementach, ale na pewno warto zobaczyć i przeżyć to na własnej skórze :)

Zagadki do najtrudniejszych nie należały, ale musieliśmy "wytężyć" spostrzegawczość, która po dłuższej przerwie momentami jeszcze szwankowała ;)

Chwilka przerwy i ruszyliśmy na podbój Osobowości. Tym razem musieliśmy odkryć tożsamość osoby mordującej ludzi w okolicy, rzekomo opętaną przez tajemnicze Wendigo...

Wprowadzenie... ach, tak bardzo chciałoby się napisać o nim więcej, ale nie można innym psuć zabawy, która była zaskoczeniem już na wstępie. Jest to przykład na to, jak się tworzy najlepszą immersję i fabułę w pokojach, pełen zachwyt! I tu, również ogromną rolę odegrał klimat - wizualny efekt i dopasowana muzyka tworzyły zgraną całość. Tu zagadki już momentami nieco trudniejsze, niż w Szumie, znowuż uderzamy do tego naszego przeszukiwania, które często kończy się przegapieniem pewnych oczywistości, ale staramy się poprawić ;) Historia i plot twist na końcu - otworzyliśmy w pewnym momencie usta ze zdumienia!

Do ekipy Continuum zawsze warto wpadać - każdy kolejny pokój jest coraz lepszy, nawet jeśli wydawać by się mogło, że lepiej być nie może ;) To był fantastyczny powrót do ucieczek :) Polecamy serdecznie :)

A na zdjęciu oczywiście nasza kotletowa ekipa, jak zwykle wyglądająca jak ziemniaki :D



wtorek, 16 czerwca 2020

Bartosz Żurawiecki - "Festiwale wyklęte"

Książka "Festiwale wyklęte" dotyka nietypowej tematyki - festiwalów w Zielonej Górze i Kołobrzegu za czasów PRL-u. Autor dzieli się własnymi wspomnieniami i badaniami źródłowymi, przeplatając je fragmentami wywiadów z poszczególnymi gwiazdami ówczesnych scen i zdjęciami z epoki.

Zakres tematyczny książki jest na tyle wąski i okrojony, że, no cóż, może się albo podobać, albo nie. Mi osobiście kompletnie nie przypadł do gustu i myślę, że nie przypadnie każdemu, kto nie jest fascynatem tak konkretnego aspektu historycznego polskiej sceny muzycznej. W końcu nie każdy jest wielkim fanem festiwali muzycznych takiego gatunku (zwłaszcza współcześnie, kiedy wybór podobnej rozrywki jest bardzo, bardzo szeroki i atrakcyjny), a dodatkowo wciągnięcie się we wspomnienia zawarte w tej książce, moim zdaniem wymaga posiadania własnych wspomnień z tamtego okresu, dzięki czemu można je przywołać i porównać. Czytelników kolejnego pokolenia raczej nie poruszy to tomiszcze.

Miałam nadzieję, że natrafię tu na sporo opowieści obyczajowych i anegdot, dzięki czemu łatwiej byłoby mi poczuć ducha tamtych czasów i w jakiś sposób wejść głębiej w opowieści. Owszem, czasami się zdarzały, ale były one za rzadkie, a jak już się pojawiały, to w znakomitej większości kompletnie do mnie nie trafiały, na palcach jednej ręki policzyłabym te, które czytałam z pewną dozą zainteresowania. Większość tego całkiem opasłego tomiszcza stanowią broszurkowe opisy "kto, gdzie, kiedy i z czym" występował, fragmenty piosenek i opisy laureatów oraz reakcji publiczności. Niestety, nie jest to tym, czego oczekiwałam od takiej lektury...

Jak już wspomniałam - "Festiwale wyklęte" mogą być dobrym źródłem informacji, jednakże tylko dla bardzo wąskiego grona odbiorców. Doceniam ilość pracy włożoną w przygotowanie tej publikacji. Przeciętny czytelnik jednakże raczej nie odnajdzie się w zawiłościach tej lektury. Polecam jedynie wspomnianej grupie docelowej - inni niech raczej omijają te książkę, bo zapewne będzie dla nich po prostu nudna.

Niestety tylko 4/10.

niedziela, 14 czerwca 2020

Liliana Śnieg-Czaplewska - "Bex@: korespondencja mailowa ze Zdzisławem Beksińskim"

Raczej nie zdarza mi się sięgać po książki w formie korespondencji. Jakoś zdecydowanie bardziej lubię prozę, niż naturalistyczne, autobiograficzne uzewnętrznienia. Zrobiłam jednak wyjątek ze względu na fascynację tak nietypowym i charakterystycznym twórcą, jakim był nasz rodzimy Beksiński. Chęć lepszego poznania go i zrozumienia od strony ludzkiej, a nie tylko "obrazowej" zachęciła mnie do sięgnięcia po książkę "Bex@".

Korespondencja mailowa, jaka została tu zawarta, jest dość potężna, składa się z kilkuset maili. Została okrojona o maile głównie ze strony Beksińskiego - wiadomości p. Liliany pojawiają się sporadycznie i są ewidentnie okrojone i skrócone, co może wynikać zarówno z chęci podkreślenia tego, co ważne, czyli osoby Beksińskiego, jak i zatajenia własnej prywaty. Sama nie wiem czy to dobrze, czy źle - jej fragmenty maili były zdecydowanie mniej ciekawe zarówno treściowo, jak i pod względem intelektualnej dyskusji, więc mogłyby być męczące. Z drugiej strony pewne odpowiedzi Zdzisława Beksińskiego stały by się bardziej jasne i klarowne z punktem odniesienia, a tak, to trzeba się niekiedy domyślać, co autor miał na myśli.

Treść wiadomości słynnego malarza jest uderzająco szczera i odarta z jakiejkolwiek otoczki konwenansów. Mamy tu więc zarówno bardzo inteligentne wypowiedzi dotyczące sytuacji ogólnospołecznej, pomieszane z intymnymi opisami życia erotycznego, czy prostej, wręcz nudnej codzienności. Wydawać by się mogło, że rozmowy są często o niczym, jednak pod tą warstwą wyłania się naturalistyczny człowiek w całej swojej okazałości, z poglądami, problemami, troskami codziennymi, bez ubarwień i upiększeń. I to jest niesamowite. Psychologia Beksińskiego jest tu z jego strony pokazana fantastycznie i ciekawie, daje ogromne pole do przemyśleń. A przecież to, co tu pokazano, to zapewne tylko niewielki ułamek tego, co "siedziało" w wielkim artyście.

Książka momentami może nużyć, jednak traktowana całościowo może dać wspaniałe źródło do poznania zupełnie nowej odsłony Beksińskiego. Pomimo pewnych wad, polecam wszelkim pasjonatom tegoż niezwykłego artysty.

7/10

piątek, 12 czerwca 2020

Wojciech Dutka - "Kurier z Toledo"

Gdy myślę o romansie historycznym, w szczególności fascynacji dojrzałego mężczyzny nad ciałem młodego chłopaka, od razu przypomina mi się film "Śmierć w Wenecji" - piękny wizualnie, lecz, niestety, dla mnie wymęczający powolnym tempem i dusznym klimatem. Obawiałam się, że i tu będzie podobnie, zwłaszcza, że sama w sobie powieść historyczna nie należy do moich ulubionych gatunków, jednakże "Kurier z Toledo" pozytywnie mnie zaskoczył.

Wojna domowa w Hiszpanii tuż przed wybuchem II wojny światowej jest tłem dla zakazanego społecznie romansu wysoko sytuowanego dyplomaty z poznanym w Hiszpanii młodzieńcem - butnym anarchistą. Wydarzenia polityczne, walki, intrygi i wielki obraz wojny przenika się z krótkimi, ulotnymi chwilami, gdy kochankowie zderzają się ze sobą i dają upust namiętności, skazanej z góry na klęskę. Tragizm tej patowej sytuacji jest wszechobecny i dojmujący. Od początku czytelnik nastawia się na to, iż ta historia nie należy do tych z "happy endem". I faktycznie, zakończenie chwyta za serce i dotkliwie je ściska. Nawet jeśli czytelnikowi trudno utożsamić się z bohaterami, to utożsamia się z ich emocjami. W końcu są one tak dobitnie i naturalistycznie oddane, że dla samej psychologii postaci warto zapoznać się z tą pozycją. Rozgrywają się tu dylematy tragiczne, a wybory, których postacie muszą dokonywać z bólem dogłębnie wzruszają.

Same w sobie opisy wydarzeń historycznych nieco mnie nużyły, jak wspomniałam, nie jest to mój gatunek, chętniej czytałam momenty zderzeń obyczajowych, aniżeli walk frontowych. Na szczęście w książce jest na tyle dobrze rozłożona proporcja pomiędzy tymi strefami, że zwolennicy każdej części powinni być usatysfakcjonowani. Ja w każdym razie przez większość czasu byłam zaciekawiona dalszymi losami głównego bohatera.

Nie jest to typowa dla mnie lektura, dość przypadkiem na nią trafiłam, ale nie żałuję spędzonego z nią czasu. Jest to godna polecenia pozycja dla każdego, nawet jeśli pozornie odbiega od ogólnych zainteresowań danego czytelnika.

Ode mnie 7/10

wtorek, 9 czerwca 2020

Filip Zając - "Wigilia Dnia Zmarłych"

"Gdybyśmy się rodzili nieśmiertelni, najpewniej miłość przestałaby istnieć lub miałaby zupełnie inną formę..."

Przyznam szczerze, że dawno nie czytałam na tyle specyficznej książki. Trudno mi nawet ubrać w słowa recenzji moje przemyślenia, bo jest to ten typ powieści, który trzeba przeżyć i w samotności przetrawić. No ale spróbuję powiedzieć jednak coś więcej.

Główny bohater - Oskar - to dość przeciętny facet z ponadprzeciętną refleksją odnośnie rzeczywistości. Poznajemy go w momencie mocno zakrapianego przeżywania utraconej miłości. Podczas jednego z samotniczych wypadów na miasto, przypadkowo (i dość boleśnie) poznaje on nową, niezwykle specyficzną grupkę znajomych. Relacje się rozwijają, nowa miłość kwitnie w powietrzu, aż przychodzi moment, gdy wspólnie z cała gromadą wędrujemy na tajemniczy bal. I na tym skończę zarys fabuły, bo to, co się dzieje dalej, trzeba koniecznie i bezspojlerowo przeczytać.

Akcja powieści opiera się tak naprawdę na dwóch fundamentach: pierwszy segment to dogłębne poznanie naszych postaci, a drugi - tylko i wyłącznie owo oryginalne przyjęcie. Tak, jak pierwsza połowa wydaje się być w miarę standardową treścią obyczajowo-romansową, tak druga to właśnie obiecany świat fantasy, ale nakreślony tak subtelnie, że ujawnia się tak naprawdę w pełnej krasie w spektakularnym finale.

Podkreślam szczególnie, że wszelkie moje próby dopasowania tej powieści w jakiekolwiek ramy gatunkowe są tylko umowne. Autor pokusił się bowiem o zbudowanie całości akcji na tak wielopoziomowej aluzji literackiej, że fantastyczną zabawę stanowi sama już próba odnalezienia wszelkich nawiązań. Jest tu ogrom wstawek z literatury pięknej, na równi z odniesieniami do współczesnej popkultury. Wszystko razem zgrabnie połączone we wspaniałej feerii postaci, żartów sytuacyjnych i szeregu niezwykle głębokich przemyśleń odnośnie kondycji współczesnego świata. Pozorna prostota początkowa jest zastąpiona przez możliwość rozsmakowania się w tym trafnym i szczerym spojrzeniu autora.

Warto też wspomnieć o ciekawym akcencie, jakim są dodane ilustracje - maja ciekawą estetykę i wzbogacają doznania czytelnika, nieco szerzej rysując obraz wydarzeń, zwłaszcza podczas balu. Bardzo mi się podobały wstawki z nimi, niezmiernie cieszyły oko.

Dodatkowym smaczkiem są przypisy - zwykle przeze mnie spychane do miana najmniej interesującej części książki, tutaj wyczekiwałam na kolejną, niekiedy kąśliwą uwagę Zająca, którym ironicznie komentował, czy to wydarzenia i swoje nawiązania, czy to niewiedzę i brak orientacji czytelniczej dotychczasowych czytających. Potraktowane z przymrużeniem oka wywołuje dodatkowy uśmieszek na twarzy.

Co może mi się mniej spodobało, to delikatna przewidywalność finału. Może już za bardzo oczytana jestem w zbliżonych utworach, ale nieco spodziewałam się rozwiązania, które się faktycznie tu wydarzyło, co mnie delikatnie zawiodło, ale z drugiej strony nie umniejsza to faktu, że finał jest mocny i dobitny. Już dla niego samego zdecydowanie warto przeczytać.

Podsumowując - jestem bardzo, bardzo na tak. Plusów tej pozycji jest naprawdę sporo, wyciągnąć z niej można zarówno rozrywkowy element, jak i sporą dawkę zdrowej i trzeźwej refleksji, która jest przydatna każdemu.  Polecam!

9/10




sobota, 6 czerwca 2020

Maria Krüger - "Karolcia" i "Witaj Karolciu!"

Na moich książkowych regałach wciąż mam sporo sentymentalnych ksiąg i książeczek, które towarzyszyły mi już w dzieciństwie. Szczególnie upodobałam sobie te odziedziczone z babcinej biblioteczki - ich pożółkłe kartki, charakterystyczny zapach i, co najważniejsze, styl pisarski nieco odleglejszych lat przyprawiają mnie o niesamowitą nostalgię i do teraz lubię do niektórych wracać. W tym miesiącu, zachęcona wyzwaniem czytelniczym portalu LubimyCzytać, który w czerwcu, z okazji dnia dziecka, zachęca do odnalezienia w sobie ducha najmłodszych, książkowych lat, postanowiłam odświeżyć sobie jedną z moich ulubionych opowiastek - Mianowicie "Karolcię". Dodatkowo zmotywowałam się, aby poznać nareszcie ciąg dalszy jej historii w drugim tomie, o który w końcu wzbogacił moją biblioteczkę.

Karolcia to rezolutna dziewczynka, którą poznajemy w momencie znalezienia przez nią tajemniczego, niebieskiego koralika. Okazuje się, że koralik umie mówić! A jakby tego było mamy - spełnia życzenia! Od tej chwili życie Karolci zmienia się nie do poznania. Poznajemy jej przepiękne, dziecięce fantazje, spełniane jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Nieodłącznym towarzyszem tych zabaw jest jej najlepszy przyjaciel - Piotrek - który ani trochę nie odstaje od niej, jeśli chodzi o siłę wyobraźni. U naszych bohaterów nie może jednak być po prostu aż tak kolorowo (czy może raczej - niebiesko), bo na ich drodze stoi podstępna wiedźma Filomena, która nie spocznie, dopóki nie dostanie w swoje ręce koralika. Dochodzi tu więc do całej masy przezabawnych, nadzwyczajnych sytuacji, które zawsze czytam z wypiekami na ustach, fantazji pisarska pani Marii budziła we mnie podziw już od dziecka! Jak zakończą się przygody w tej części nie zdradzę, ale jest na pewno dużo wzruszeń, wzbudzających miłe ciepło na sercu.

Drugi tom przygód jest konstrukcyjnie dość zbliżony do pierwszego. Ponownie spotykamy Karolcię i Piotra, jednak tym razem za całą magią stoi... niebieska kredka! Powraca również niezłomna Filomena, która wciąż pragnie posiąść moc spełniania życzeń. Ta część jest w zasadzie... wiernym odwzorowaniem tego, co się działo wcześniej. Ponownie jest tu magia niebieskiego przedmiotu, walka z czarownicą itp. Zabrakło mi jednak takie poziomu humoru i kreatywnie zbudowanych scenek, które tak mnie cieszyły wcześniej. "Witaj Karolciu!" jest krótszą opowieścią i nie wnosi nic nowego tak naprawdę, więc po zachwytach pierwszym tomem przygód, tutaj jestem nieco zawiedziona. Nadal jednak, chyba bardziej z sentymentu, cieszę się, że mogłam ponownie spotkać tak lubianych przeze mnie bohaterów z dzieciństwa i choć przez chwilę pobyć w magicznym świecie, gdzie mały, niebieski przedmiot może spełniać życzenia.

Mocną stroną tej mini serii o Karolci jest na pewno bardzo naturalny i sympatyczny sposób konstrukcji bohaterów. Dzieci nie są sztuczne, ich rozterki i wątpliwości, a niekiedy i błędy są żywcem wyjęte z prawdziwego świata, nawet gdy dotyczą rzeczy i zjawisk nadprzyrodzonych. Z kolei i dorosłych podobał mi się syndrom swoistego "olewczego" podejścia do tego, co się dzieje - wydawali się być tak uroczo naiwni w swoim niedostrzeganiu magii, bądź tłumaczenia jej sobie "po dorosłemu" - a nawet, gdy niekiedy się zdarzył ktoś "wtajemniczony" - przyjmował to bez zbędnych pytań! Ten prostu zabieg dawał ogromne pole do popisu w tworzeniu przeróżnych gagów. A gdy już się czytelnik wystarczająco naśmiał, Krüger umiejętnie i subtelnie wplatała momenty wzruszeń, szczególnie, gdy dzieci w piękny i altruistyczny sposób wykorzystywały magiczne moce. Nienachalny morał i naturalne wychowanie poprzez zabawę sprawiają, że jest to godna polecenia seria dla kolejnych pokoleń, bo ani trochę się nie zestarzała.

Osobiście bardzo gorąco polecam, zwłaszcza pierwszą część, zarówno tym małym, jak i nieco starszym czytelnikom, która ducha swojego dzieciństwa na pewno tu odnajdą! :)

"Karolcia" - 10/10
"Witaj Karolciu!" - 7/10



wtorek, 2 czerwca 2020

Rafał Gębura - "Otwórz oczy"

Ten bardzo nietypowy zbiór wywiadów przeplatanych reportażem podbił moje serce, wstrząsnął duszą i... otworzył oczy na wiele spraw.

Na co dzień rzadziej sięgam po ten gatunek literacki, jednak książka polecona i podarowana w prezencie siłą rzeczy zachęciła mnie do jej przeczytania. Już sama szata graficzna kusi - wygląd rozdziałów i ogólna konwencja książki jako jazdy windą do podziemia bardzo trafnie oddają i podkreślają treści reportażów. Trudno zresztą się się dziwić takiej stylizacji, skoro twórcą jest autor programu "7 metrów pod ziemią" :) A jak w skrócie przedstawiają się zaprezentowane tutaj treści? Są mocne, niekiedy tak bardzo, że wręcz biją czytelnika po twarzy, aby w końcu wstał z fotela i zaczął coś robić tym okrutnym, podłym światem.

Gębura dotyka tematów, które w ogólnym dyskursie społecznym w Polsce stanowią tabu, bądź są przekłamane przez media czy polityków. Mamy więc historie dwudziestu osób. Historie trudne, ale ważne, dotykające takich kwestii społecznych, jak aborcja, niepełnosprawność, ekologia, seksualność, nacjonalizm i wiele więcej. Nie ma tu zakłamania, jest czysta, nieopakowana w piękny papier prezentowy, brutalna prawda o tym, jak ta nasza rzeczywistość wygląda. Autor nie ocenia swoich rozmówców - ekspertów z doświadczenia - daje im możliwość powiedzenia tego, co chcą powiedzieć i co należy powiedzieć, a nie jest mówione. Dzięki temu powstaje przejmująco naturalistyczny obraz ludzi takimi, jacy są i z czym się borykają na co dzień - własnymi słabościami, demonami przeszłościami czy walką z wiatrakami o odrobinę lepszą rzeczywistość. Gębura jest maksymalnie obiektywny, co dodatkowo pozwala rozmówcom oddać całościowy obraz ich życia.

Ta pozycja faktycznie otwiera oczy, męczy sumienie, niezależnie od poglądów i stopnia związania bezpośredniego z omawianymi kwestiami, a przede wszystkim - prowokuje do zmian. I oby dotarła ta książka do jak najszerszego grona odbiorców - wówczas te zmiany może okażą się realne tak bardzo, jak są konieczne. Bardzo na to liczę i polecam z całego serca!

10/10 ;)