czwartek, 29 października 2020

Michael Farquhar - "Królewskie skandale"

 Wg. opisu okładkowego, książka Farquhara to "szokująco prawdziwe opowieści o najnikczemniejszych, najdziwaczniejszych i najbardziej rozwiązłych królach, królowych, carach i cesarzach". I w zasadzie na tym opiera się cała jej treść. Mamy tu szereg ciekawostek o przeróżnych władcach, ich rodzinach, ale też podstępnych poddanych i sługach, a także niemoralnych papieżach i innych przedstawicielach religijnych. 

Całość jest przedstawiona w całkiem przyjemnej do czytania, skondensowanej formie, nawet osoby nie będące zaznajomione jakoś szczegółowo z historią poszczególnych dynastii, ogarną poszczególne zawiłości i powiązania pomiędzy poszczególnymi, opisywanymi osobami. Sporo tu, jak można się spodziewać, wątków erotycznych, morderstw, opisów stosowanych tortur, czy wymyślnych zachcianek ludzi władzy. A fantazję mieli oni szczególną, faktycznie, zdarzały się opisy mocno wykraczające poza normy, aczkolwiek większość władców miała dość podobne upodobania i wiele anegdot bywało zbliżonych do siebie. 

Dla bardziej wnikliwych badaczy historii pomocnym dodatkiem są drzewa genealogiczne, oś czasu oraz notki "w pigułce" o królach Anglii, Francji i Rosji.

Małym minusem jest sam układ logistyczny książki - ułożony tematyką, a nie postaciami, przez co nie raz o tej samej osobie czytamy w kilku rozdziałach, co wzbudza nieco poczucia chaosu. 

Całkiem luźna i przyjemna lektura, wielu z tych ciekawostek nie znałam wcześniej. Dla zainteresowanych tematem mogę polecić.

6/10



wtorek, 27 października 2020

Kot Nieteraz - "Typowy kot, czyli jak wytrzymać z ludźmi"

 Ci, co czytali serię "Wielkich ogarniaczy..." Pani i Pana Bukowych wiedzą, że są to książki pełne szczerego i ujmującego humoru, w dodatku pełnego uniwersalnych przywar i gaf, które wszyscy popełniamy. Ja osobiście uwielbiam ich przygody, tak więc gdy dowiedziałam się, że wyszła kolejna część - tym razem z perspektywy kota Bukowych - nie mogłam jej przegapić!

Cała książka jest swoistym pamiętnikiem kota o wdzięcznym i przekornym imieniu Nieteraz - początkowo bawił on internautów na fejsbukowym fanpejdżu, zderzając typowe cechy kota i psa - teraz ma okazję od podszewki ukazać codzienność naszych miauczących milusińskich... a poniekąd też tych szczekających, bo i pies Nierusz ma coś do powiedzenia :)

Są tu więc anegdoty pełne typowo kocich zachowań, jak zrzucanie wszystkiego, podjadanie, przesypianie dni, a buszowanie nocami... oczywiście wszystko pełne sensu, a niezrozumiałe i źle odbierane jedynie przez tych niemądrych ludzi, no a jak! A te przezabawne opinie na temat ludzkich służących, jakimi w swej łaskawości dzieli się z nami Nieteraz - wielokrotnie płakałam ze śmiechu podczas czytania, zwłaszcza widząc ogrom podobieństw do doświadczeń znanych z autopsji z moim milusińskim! :) 

Jeśli lubicie pełne autoironii i humoru, luźne opowiastki z życia, a dodatkowo waszym właścicielem jest mruczący jaśniepan, jest to książka dla Was. Ja z góry wiedziałam, że mi się spodoba i nie zawiodłam się :) Polecam :)

10/10




poniedziałek, 26 października 2020

Karol Lipiński - "Chłopiec bez przeszłości"

Debiutancka powieść Karola Lipińskiego stanowiła dla mnie sporą niewiadomą. Dość trudno z samego opisu domyślić się, o czym właściwie będzie ta książka, bo zapowiedzianych wątków mamy sporo.

Mamy więc naszego głównego bohatera Jasia, małego chłopca, który nie pamięta niczego ze swojej przeszłości. Przemierza więc zrujnowaną Warszawę roku 2068, stopniowo poznając prawdę o niedawnej inwazji przybyszów z kosmosu, z którymi toczy się nieustanna walka. Napotyka na swojej drodze sporo osób mu nieprzychylnych, poznając smak tyranii i prześladowania. A na sam koniec wkracza mistrz wschodnich sztuk walki, który obejmuje nad nim pieczę i przyjmuje jako swojego ucznia. Brzmi ciekawie? Jak najbardziej! Z niecierpliwością zabrałam się za tę pozycję, niestety, mój entuzjazm słabł z każdą kolejną stroną...

Zacznę od minusów tej pozycji. Nie lubię krytykować, zwłaszcza przy okazji debiutu, ale tu problemów kilka się znalazło i muszę o nich wspomnieć. Takim nadrzędnym jest, moim zdaniem, niedopasowanie osobowości, czy dialogów bohaterów do ich wieku, statusu, historii. Miałam wrażenie, że nasz główny bohater to osoba dorosła. Co prawda często był uznawany za nad wyraz dojrzałego, ale jego prawdopodobny wiek, czyli kilka lat moim zdaniem jest zbyt niski jak na to, jak on się zachowuje, ile potrafi i co głosi. Może ma to się wyjaśnić w kolejnych tomach serii, ale na ten moment czułam mocne niedopasowane. Natomiast pozostali bohaterowie to w większości jedna i ta sama osoba, bo "ci dobrzy" byli identyczni, "ci źli" nawet jeszcze bardziej. Nie czułam więc w ogóle odrębności i indywidualizmu, uważam, ze ten aspekt trzeba by mocno dopracować. Ponadto mocno wpłynęło to również na dodatkowy problem, czyli brak ujednoznacznienia w moim odczuciu czytelniczej grupy docelowej. Momentami miałam wrażenie, że czytam książkę dla dzieci, w innych momentach wydarzenia były bardziej dla dorosłych, w jeszcze innych... trudno stwierdzić. Fabularnie nie ma takich fajerwerków, jakie się zapowiadały. Zdarzenia ciągną się niemiłosiernie, a momenty faktycznej akcji, prowadzącej do czegoś istotnego, czasami były skrajnie infantylne, jak wigilia klasowa, a w innych stricte drastyczne, jak próba gwałtu. Dzieciom bym tej książki nie poleciła, a z perspektywy dorosłego, czy nawet starszego nastolatka, zbyt wiele jest prostoty, w której wspomniane "doroślejsze" aspekty wywołują dziwne zgrzyty niedopasowania. Sporo było też nieukończonych wątków, ale może to być (mam nadzieję) kwestia zapowiadanego kolejnego tomu.
Dodatkowo problematyczne były częste powtórzenia w tekście, zarówno słowne, jak i wątkowe,  niejednokrotnie czytałam dokładnie o tym samym, tylko w nieco inaczej sformułowanym zdaniu... a czasem nawet nie, na tej samej stronie zdarzały się prawie identyczne frazy. Od strony czytelniczej bardzo mnie to męczyło i, niezależnie jak ważne te wątki by nie były, to wałkowanie ich w kółko prowadziło tylko do zniechęcania. 

Na plus próba zwrócenia uwagi na syndrom kata i ofiary, dość mocno zaznaczony i wyraziście opisany, to były jedne z najciekawszych scen w książce. Obserwujemy tworzenie się traumy i późniejsze konsekwencje i próby radzenia sobie z nią, psychologicznie interesujący aspekt. Prawdy życiowe głoszone w powieści też nieraz były mądre i istotne, jednak gdzieś uciekały, kiedy trzeba było je wydzierać spomiędzy tego, co nie zagrało w tym tomie. 

Myślę, że autor ma ciekawą fantazję i potencjał, którego jeszcze nie rozwinął. Warto byłoby w kolejnych częściach dopracować wspomniane kwestie problematyczne, wówczas mogłaby z tego wyjść całkiem niezła seria postapo/s-f. Chociażby z chęci doprowadzenia wielu wątków do końca, pewnie przeczytam w którymś momencie następne tomy, z ogromną nadzieją, że będą już lepsze poprzez doświadczenie i lepsze przemyślenie tematu, czego autorowi serdecznie życzę. Oby "Chłopiec bez przeszłości" miał jakąś sensowną przyszłość :) 

4/10



czwartek, 22 października 2020

Andżelika Piechowiak - "Koty i ich sławni ludzie"

Andżelika Piechowiak podjęła się ciekawego wyzwania. Przeprowadziła szereg wywiadów z polskimi sławami sceny muzycznej, aktorskiej itp. Ale to nie oni byli w centrum uwagi - tym razem na pierwszy plan wysunęli się przekorni indywidualiści, jakimi są koty. 

Każda z rozmów to wspaniała podróż przez wspomnienia. Poznajemy wzruszające, niekiedy zaskakujące, pełne ciepła, acz i humoru opowieści, jak ci milusińscy odnaleźli swojego człowieka i jak też ustawili pod siebie cały harmonogram życia domowników. Najbardziej niechętne im i wprowadzanym zmianom osoby w końcu się poddawały i rozpływały pod wpływem kociej magii. 

Każda historia jest zupełnie inna i każdy "właściciel" inny, jednak wszystkie na swój sposób są fascynujące i wciągające. A przy okazji kocich pogaduszek sporo też jest poruszanych kwestii społecznych, politycznych itp, co dodatkowo ubogaca tę pozycję.

 Ta książka o przekornym tytule stanowi o całej esencji kotów. Wszak to nie my posiadamy kota, to kot posiada nas. I to jest piękne :)

Polecam wszystkim zakotanym :)

8/10



środa, 21 października 2020

Wu Ming-yi - "Człowiek o fasetkowych oczach"

    "Na wyspie Wayo Wayo co drugi syn musi odejść w dniu, w którym kończy piętnaście lat jako ofiara dla morskiego Boga"

Już sam okładkowy cytat, który przytaczam, brzmi zachęcająco. Dalszy opis tej książki również jest kuszący. Sądziłam, że z tą niezbyt długą powieścią spędze miłe chwile i szybko ją przeczytam, ale niestety, dość mocno się zawiodłam.

Przewija się tu sporo bohaterów, jednak główne postaci są dwie - jest to Atre, pochodzący z odciętej od cywilizacji wyspy, który, zgodnie z tradycją, musi odejść i oddać się ofiarnie bogom - wola życia w nim jednak jest silna i nie poddaje się tak łatwo. Z drugiej strony mamy Alice, pogrążoną w depresji panią profesor, która nie radzi sobie po tragicznej utracie męża i syna. Ich ścieżki w kulminacyjnym momencie się łączą w dość zaskakujący sposób.

Brzmi to jak eteryczna opowieść, na pograniczu fantasy i mitologii. Jednak jest to zupełnie coś innego. Nazwałabym to bardziej spleceniem kilku historii życia różnych bohaterów z kulturą regionalną w tle, co nadal mogłoby być ciekawe, ale gdyby zrobiono to w inny sposób. Mamy tutaj na mój gust stanowczo za dużo chaosu i niedokończonych wątków, niektóre rozdziały musiałam czytać po kilka razy, żeby dobrze przyswoić ich treść, a mimo to czułam zagubienie. Wielość perspektyw ma na celu w pełni ukazać każdego z bohaterów, jednak większość opowieści jest nieciekawa i tworzą się niepotrzebne, gawędziarsko-wspomnieniowe przerywniki w akcji. Utrudnia to płynność w czytaniu i męczy czytelnika. Sama historia i kultura Wayo Wayo jest na plus, jednak pozostałe wątki mogłyby zajmować mniejszą przestrzeń książki. 

Ciężko było też mi się przywiązać do bohaterów, byli dla mnie dość odpychający w większości, a ich decyzje i sposób myślenia nie przekonywał mnie, ale to może już być kwestia orientalnego pochodzenia treści. 

Sporą część treści zajmują wątki ekologiczne. Sam autor, jak czytamy na notce biograficznej, jest aktywnym działaczem proeko, co się oczywiście ceni - i początkowo te elementy mnie nie raziły, ale w pewnym momencie na tyle zdominowały książkę, że czułam się wymęczona już tym tematem, tak jak jest on ważny, tak nie spodziewałam się go wg opisu fabuły i czułam stanowczo zbyt dużą nachalność i moralizatorstwo, które mnie nie przekonywały do siebie. Może to syndrom przekornego Polaka, a może po prostu lepiej czytać o tym, gdy się faktycznie chce, a niekoniecznie pod przykrywką innych treści, których oczekiwałam. 

Małym plusem było zakończenie, które mnie w pewnym momencie zaskoczyło. i nieco zmieniło postrzeganie całej treści fabularnej.

Podsumowując - na pewno są osoby, którym ta pozycja się spodoba, jednak dla mnie to był totalnie nietrafiony strzał. Większość książki była dla mnie nudnawa i męcząca, a to, co było w niej dobrego, było zdominowane przez wady tej pozycji.

5/10



Weekendowy maraton ucieczek

 Kolejny weekend pod znakiem escape roomów. W końcu gdzieś trzeba odreagować stresy ostatnich czasów, a nie ma lepszego miejsca na to, niż to, gdzie można przenieść się do innych światów choćby na trochę :) 

Zaczęliśmy w sobotę od wyprawy do Escape House Swarzędz. Okazuje się, że nie tylko Poznań ma świetne pokoje, bo po sąsiedzku mocna firma rośnie w siłę :) Poniżej krótkie podsumowanie obu pokoi dostępnych na ten moment w Escape House:

Odkrywcy:

Tajemnicze świątynie pełne sekretów? Jesteśmy tam pierwsi! I tym razem nie mogliśmy przejść obojętnie koło kolejnego takiego miejsca ;)

W "Odkrywcach" zdecydowanie było co odkrywać. Pokój zagospodarowany był z wykorzystaniem najmniejszego skrawka wolnej przestrzeni, musieliśmy wytężyć w pełni spostrzegawczość, aby nie umknęły nam wszystkie szczegóły. Zagadki były satysfakcjonujące i ich rozwiązywanie sprawiało nam dużo radości, wizualnie też było bardzo przyjemnie. 


 

Sanitariusz: 

Na tyle lubimy mieć komplet wszystkiego w naszych ciałach, że niestety, tym razem nie użyczyliśmy Sanitariuszowi żadnych elementów do jego kolekcji. Uff, całe szczęście, że udało się uwolnić, zanim pojawił się z powrotem!

Tym razem thriller, może nie najstraszniejszy, ale nadal solidnie wykonany. Wystrój i klimat pasowały do fabuły, zagadki były przemyślane i również spójne z całością (co nie zawsze jest takie proste do zrobienia), za co ogromny plus. Były rozwiązania, które nas zaskoczyły, a pokój przechodziło się z dużą satysfakcją. Warto się skupić na porządnym przeszukiwaniu, bo już drugi raz właściciele udowodnili, że potrafią porządnie pewne elementy pochować ;)

Co ważne również, właściciele byli przesympatyczni, wspaniale nam się rozmawiało i czuliśmy się ugoszczeni jak w domu :)  To dodatkowo spotęgowało pozytywne wrażenia po sobotnim wypadzie :) Polecam serdecznie :)


 

W niedzielę natomiast ruszyliśmy do The Bunkier, gdzie czekał na nas Szeol i wyczekiwany długo, długo Zew Przedwiecznych - w końcu klimaty lovecraftowskie zawsze są szczególnie wyczekiwane :) 

Szeol - Schron Ostateczny:

No i w końcu przyszła ta apokalipsa - wszędzie mutanty, schronić się trzeba - najlepiej w Schronie Ostatecznym!

Klimat pokoju, ze względu na lokalizacje w faktycznym bunkrze, bardzo fajnie oddany. Wiele nawiązań i smaczków do nuklearnej popkultury. Nawet nie za trudny pokój, choć wymagał spostrzegawczości. Jest to już nieco starszy punkt na ucieczkowej mapie Poznania, no i niektóre zagadki można by podkręcić i jeszcze poszerzyć, ale i na ten moment robią naprawdę dobrą robotę. Na plus ciągłość i spójność z pozostałymi pokojami - stopniowe odkrywanie całej historii w każdym kolejnym pokoju to świetna zabawa :) 

Zew Przedwiecznych:

Długie badania nad tajemniczymi bóstwami nie przynosiły dotąd pożądanych efektów. Potencjalna możliwość więc spotkania samych Przedwiecznych, dzięki intrygującemu listowi od dawno niewidzianego przyjaciela sprawiła, ze długo się nie zastanawialiśmy i ruszyliśmy do tajemniczego Innsmouth...

Wszystko, co lovecraftowskie, jest dla naszej ekipy czymś must see.  Długo więc wyczekiwaliśmy z utęsknieniem tego pokoju i zdecydowanie się nie zawiedliśmy. Klimat, przede wszystkim klimat! Świetnie oddany, wspaniałe rozwiązania i ciarki niepokoju od ciągłego poczucia bycia obserwowanym - to coś, co sprawiło, że Lovecraft by się nie powstydził tego miejsca.  Zagadki spójne z fabułą i wspaniałe smaczki w nich, oraz w wystroju - rozwiązywaliśmy z ogromną satysfakcją. Warto było czekać!


Obsługa bardzo sympatyczna , mieliśmy dodatkowo opcję zwiedzania historycznego bunkra, poznaliśmy sporo ciekawostek, których nawet nie podejrzewaliśmy, więc bardzo fajny dodatek do ucieczek:)

Podsumowując - kolejny udany maraton, obie firmy z całego serca polecam w imieniu drużyny Walecznych Kotletów :)


środa, 14 października 2020

Wojciech Chmielarz - "Prosta sprawa"

 Po bardzo udanym, pierwszym zderzeniu z twórczością Wojciecha Chmielarza w "Wyrwie" sięgnęłam po najnowsze dzieło - "Prostą sprawę". Powiem krótko: jestem na tak!

Książka ta została napisana w czasie niedawnego lockdownu - autor publikował ją w odcinkach na swoim fanpejdżu na facebooku, a ogromne zainteresowanie i szybkie zgromadzenie rzeszy zwolenników spowodowały wydanie jej drukiem w poprawionej i rozszerzonej wersji. Jakie by nie były ostatnie miesiące, to ta książka należy zdecydowanie do plusów ostatnich wydarzeń. Takie umilenie tego trudnego dla wszystkich czasu to ja rozumiem :)

W "Prostej..."poznajemy naszego bohatera - bezimienny, samotny, tajemniczy, przyjeżdża do Jeleniej Góry z impetem godnym samego Johna Wicka. Niby ma, tytułową, prostą sprawę do załatwienia, mianowicie zwrócić pieniądze swojemu znajomemu. Nagłe zaatakowanie przez ekipę bandziorów w zdewastowanym mieszkaniu przyjaciela i zrobienie z nich miazgi sprawiają, ze nasz Bezimienny dostaje się w samo centrum gangsterskich i mafijnych potyczek.

Wydawać by się mogło, że ot, standardowa powieść sensacyjna. Jednak to tylko pozory. Kto by pomyślał, że w tle naszych Karkonoszy mogą się dziać tak fascynujące intrygi. Rozwiązanie jednej zagadki prowadzi do szeregu kolejnych. Każdy ma jakiś sekret, a odkrywanie ich budzi niewątpliwą satysfakcję czytelnika. Pozornie prosta  historia okazuje się być wielowątkową opowieścią, którą czyta się z wypiekami na policzkach. Uwielbiam bohaterów, uwielbiam pewną ironie i poczucie humoru w wielu momentach, uwielbiam całą tę książkę, którą przeczytałam w zasadzie na jednym "posiedzeniu". Takich sensacji nam potrzeba w polskiej literaturze, a ekranizacji to już tym bardziej, bo w trakcie czytania odtwarza się po automatycznie obraz w głowie, który chętnie zobaczyłabym na dużym ekranie :) Może jakiś reżyser się skusi? Scenariusz pisze się sam :)

Premiera już dziś, a ja Wam serdecznie najnowszego Chmielarza polecam i czekam z niecierpliwością na kolejną, obiecaną część :)

Za egzemplarz książki uprzejmie dziękuję portalowi  CzytamPierwszy.pl.

9/10

 



sobota, 10 października 2020

Michaił Bułhakow - "Mistrz i Małgorzata"

 Dziś króciutko, bo myślę, że klasyki  nikomu przedstawiać nie trzeba... a "Mistrza i Małgorzaty" to już tym bardziej! Jedno z najsłynniejszych dzieł XX wieku, do teraz wciąż odkrywane i przerabiane na nowo, a nawiązań kulturowych do tego dzieła wprost nie sposób zliczyć. 

Osobiście zaczęłam obcowanie z "Mistrzem..." od fenomenalnej adaptacji teatralnej w Poznaniu, którą po latach mam wciąż żywo w pamięci, a w końcu nadrobiony książkowy oryginał na pewno podobny ślad pozostawi. Rewelacyjnie przedstawione ówczesny czasy, z solidną nutą ironicznego humoru, doskonale nakreśleni bohaterowie, wyraziści i zapadający w pamięć oraz nuta wzruszenia na koniec - jeśli ktoś twierdzi, że nie ma ciekawych lektur szkolnych, to niech koniecznie sięgnie po Bułhakowa i na pewno zmieni zdanie :) Ja jestem zachwycona i polecam serdecznie - takie pozycje warto czytać :) 

8/10



sobota, 3 października 2020

Sabina Skopińska - "Żganie w boku i krople dziewięciorakie"

 Po niedawnej, bardzo udanej lekturze "Wcierek rtęciowych i obcęgów", miałam przyjemność sięgnąć po kolejny tom z serii Klisze Lekarskie, czyli "Żganie w boku i krople dziewięciorakie". Tym razem jest to pamiętnik autorstwa Sabiny Skopińskiej, zaangażowanej społecznie lekarki, opisującej swoje przedwojenne zmagania z praktyką lekarską.

W odróżnieniu od poprzedniej części, mniej tu moich zdaniem czarnego humoru. Relacje z lat aktywnej pracy lekarki są tutaj zdecydowanie bardziej przesycone goryczą, a kuriozalne sytuacje już nie wywołują pod nosem uśmieszku, a sprawiają, że czytelnik łapie się za głowę, zderzony z niektórymi absurdami, z którymi zmagała się na co dzień Skopińska. 

A absurdów jest sporo, od nauki gwary począwszy (bo bez tego ani rusz zrozumieć, co pacjentowi dolega, gdy mówi o tytułowym "żganiu"), przez wylewanie niesmacznych leków, po ataki serca wywołane atakującymi po nocach bramy lekarza zdrowymi osobnikami, pragnącymi tylko "o coś zapytać". A to tylko mały ułamek tego, co można znaleźć w tej tylko pozornie niezbyt obszernej książce. W końcu nie tylko pacjenci stanowili wyzwanie, ale też cały system opieki zdrowotnej, który potrafił lekarzom dać w kość często bardziej, niż najtrudniejsze choroby do wyleczenia...

Bystre, socjologiczne spojrzenie pani Sabiny świetnie oddaje obraz ówczesnego społeczeństwa, zderzony z różnych perspektyw. Pierwsze lata jej pracy na podpoznańskich wsiach, gdzie prosta ludność nie ufała "obcym" i jedną z największych trudności było przekonanie chorych, aby się leczyli, przyrównane zostają z późniejszą pracą w Warszawie, gdzie trudno było odsiać faktycznie chorych, od symulantów, neurotycznych damulek i grożących wszelkimi sądami roszczeniowców w pełni sił. Ta siła porównawcza i ukazanie skrajności, w których lekarka wyróżnia rożne typy swoich stałych pacjentów są jedną z największych zalet tej książki, bardzo mnie zafascynowały zawarte w niej spostrzeżenia.

Podsumowując - po raz kolejny zachwalam serię pamiętników lekarskich, recenzowana pozycja nie zawiodła moich oczekiwań - po raz drugi przeczytałam całą dosłownie na raz! :) Niecierpliwie wyczekuję premiery trzeciego tomu, po który na pewno sięgnę. Polecam serdecznie!

Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Nawias :)

8/10




Z Czarnobyla do nawiedzonego domu, czyli escape roomy we wrześniu

Czas na małe podsumowanie comiesięszcznych ucieczek ekipy Walecznych Kotletów :) 

We wrześniu  odwiedziliśmy dwa poznańskie pokoje, na pierwszy ogień udając się Czarnobyla - reaktor nr 4 w Malta Escape Room. To właśnie tutaj, jako ostatnia nadzieja ludzkości, musieliśmy ustabilizować reaktor i nie dopuścić do jego wybuchu.Nie było czasu na gadanie, trzeba było działać szybko.

Znając już wcześniejsze pokoje tej firmy, raczej spodziewaliśmy się dość przeciętnej przygody, przyjemnej, acz bez większych zaskoczeń. O dziwo jednak, sam sposób prowadzenia pokoju, jego interaktywność, poczucie humoru twórców i częste "puszczanie oka" do graczy było dla nas bardzo miłą niespodzianką i umilaczem rozgrywki. Nawet sam sposób liczenia upływającego czasu był odpowiednio wkomponowany w grę, co zdarza się nieczęsto. 

Same w sobie zagadki były w porządku, raczej średniego poziomu trudności, dość sporo w klimacie technicznym, w końcu taki typ pokoju, więc niekoniecznie nasze ulubione, ale rozwiązywaliśmy je mimo to z satysfakcją. Przestrzeń była ciekawie zaaranżowana i wykorzystana, klimat reaktora całkiem nieźle oddany. 

Podsumowując - przyjemny pokój, nie jest to może "topka", ale mimo to wart uwagi i zobaczenia :)

Po krótkiej przerwie obiadowej popędziliśmy do Dreamscape, z góry nastawiając się na rewelacyjną zabawę. Jak zwykle - nie zawiedliśmy się :)

Jako ekipa filmowa słynnego programu o nawiedzonych miejscach, zostaliśmy poproszeni o zbadanie kolejnej, rzekomo odwiedzanej przez duchy, lokalizacji. Po krótkiej rozmowie z agentką nieruchomości i zdjęciami z fanami (pozdrawiamy Cię, Stefan!), odpaliliśmy kamerę i ruszyliśmy nagrywać reportaż. Jednak to, co tam zastaliśmy było zupełnie inne od dotychczasowych doświadczeń...

Pokój, jak to zwykle w Dreamscape bywa, dopracowany w najdrobniejszych szczegółach. Wprowadzenie, w klimacie fabuły i z humorem było świetne, a dalej było tylko lepiej. Klimat starego domostwa oddany w 100%, w wielu momentach otwieraliśmy usta ze zdumienia, jak świetnie jest to zaaranżowane. Fabuła towarzyszyła nam przez całą rozgrywkę, a odkrywanie kolejnych elementów historii było niesamowicie satysfakcjonujące. Zagadki zmyślne i, jak zawsze, potrafiły nas zaskoczyć, a rozwiązując je, bawiliśmy się wybornie. Nie było może jakoś niezwykle strasznie, bardziej była to dla nas nieco mroczniejsza przygoda, niż thriller - ale za to jaka przygoda! :) Dopiero co byliśmy w Domostwie, a już nie możemy się doczekać, kiedy będzie kolejny pokój, bo tutaj z każdym następnym jest coraz lepiej :) 

Jak widać, wrzesień pod względem ucieczkowym bardzo udany, mam nadzieję, że kolejne miesiące będą podobne, bo przed nami sporo kolejnych, dobrych pokoi... :)