"Czarne Koty" to debiut literacki rodzimego Edgara Hryniewickiego, który
pokusił się o stworzenie dla polskiej fantastyki zupełnie nowego
uniwersum. W końcu jest to pierwszy tom zapowiedzianej trylogii. A jak
to wygląda w praktyce? O tym poniżej.
Fabuła toczy się wokół
Minsa, młodego syna szkutnika, którego największym celem jest wyrwać się
z nędznego i prostego życia i usamodzielnić się w sposób przełomowy,
który zmieni rzeczywistość. Dostaję on przypadkiem szansę, która stoi na
granicy prawa i przystępuje do tajnej organizacji, której przyświeca
chęć ocalenia miasta Thornis przed nadciągającą wojną. Brzmi to bardzo i
zachęcająco, zwłaszcza gdy dodać do tego, iż jest to świat fantasy,
więc wiele więcej fascynujących wydarzeń i smaczków można się tu
spodziewać.
Zacznę od tego, co mi się podobało. Na pewno fakt
obszerności zbudowanego świata, który wskazuje na ogromną wyobraźnię
autora jest atutem. Akcja dzieje się w wielu miejscach, czytelnik
otrzymuje też wkładkę ze zbiorem map, które pomagają zobrazować
przestrzeń. Myślę, że dla osoby debiutującej nie jest łatwo ogarnąć tak
dużo w jednym tomie, więc tu składam wyrazy uznania dla pana
Hryniewickiego. Ponadto intrygi gonią intrygi, w zasadzie nie ma
momentu, gdy coś nowego nie zaczyna się dziać, więc autor cały czas
trzyma czytelnika w pełnej gotowości do przeżywania dynamicznej fabuły.
Opisy są rozbudowane, doskonale wiemy, jak kto wygląda, co je, gdzie
przebywa, więc może nie ma tu wiele miejsca na popis własnej wyobraźni,
ale na pewno to, co chciał przedstawić autor w swojej wizji jest jasno
zarysowane.
Jeśli chodzi o to, co w mojej opinii mniej zagrało,
to swoisty chaos. Wspomniałam wcześniej o sporej dynamice - mam
poczucie, że momentami ona gubi się pod własnym ciężarem, pomimo iż
oczywiście jej tempo jest zaletą. Myślę, że w kolejnych tomach powinno
to być jednak bardziej uporządkowane - momentami miałam poczucie
zagubienia w wydarzeniach, czy w lokacjach, które przecież również się
wymieniały. Przez to paradoksalnie czułam się niekiedy znużona poprzez
konieczność wyłapywania niuansów. Myślę, że warto też dopracować
bohaterów - ich osobowości często były bardzo zbliżone do siebie, a
przez to spłaszczone - w zasadzie nikt się nie wyróżnił niczym, nawet
główna postać, trochę jakby to był teatr jednego aktora - przez to też
momentami niekonsekwentnie były zarysowane myśli czy determinanty
poczynań, zdarzały się niespójności i uproszczenia, jak choćby w relacji
miłosnej, która powinna mieć zdecydowanie więcej czasu na rozwinięcie,
bo przypominała Disneyowskie romanse. Liczę na to, że w kolejnych tomach
jednak bardziej te odrębności i rozwój bohaterów wybrzmi. Chętnie też
poznałam bym więcej elementów typowo "fantasy" w tym świecie - o wielu
się mówiło, co było bardzo ciekawe, gdy wplatano w dialogi tajemnicze
nazwy stworzeń, czy dysputy o magach itp - tego warto byłoby dodać
więcej, bo ciekawie może podnieść odbiór książki.
Podsumowując -
jak na debiut literacki, to jest całkiem niezła pozycja, ale w
rozwinięciach przy okazji kolejnych tomów należałoby pewne rzeczy
poprawić - wówczas będzie to naprawdę warta uwagi pozycja na polskim
rynku wydawniczym, czego szczerze autorowi życzę :)
Tak trochę na zachętę 6/10 :)
A na zdjęciu, skoro Czarne Koty, to niezastąpiony mój prywatny czarnulek - Bonifacy ;)
PS: Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl
Bonifacy wygląda jakby sam był autorem książki :D Fantasy - coś co uwielbiam. Trylogia - coś co uwielbiam. Czas to przeczytać i czekać na kolejne części. Jestem na tak
OdpowiedzUsuńObawiam się, co by było, gdyby napisał książkę o swoim kocim świecie... :P Chociaż chyba nie ma na co narzekać, ale kto go tam wie :P
UsuńKsiążka napisana przez zwierzaka, coś co trzeba przeczytać!
OdpowiedzUsuń