wtorek, 7 lipca 2020

Edgar Hryniewicki - "Czarne Koty"

"Czarne Koty" to debiut literacki rodzimego Edgara Hryniewickiego, który pokusił się o stworzenie dla polskiej fantastyki zupełnie nowego uniwersum. W końcu jest to pierwszy tom zapowiedzianej trylogii. A jak to wygląda w praktyce? O tym poniżej.

Fabuła toczy się wokół Minsa, młodego syna szkutnika, którego największym celem jest wyrwać się z nędznego i prostego życia i usamodzielnić się w sposób przełomowy, który zmieni rzeczywistość. Dostaję on przypadkiem szansę, która stoi na granicy prawa i przystępuje do tajnej organizacji, której przyświeca chęć ocalenia miasta Thornis przed nadciągającą wojną. Brzmi to bardzo i zachęcająco, zwłaszcza gdy dodać do tego, iż jest to świat fantasy, więc wiele więcej fascynujących wydarzeń i smaczków można się tu spodziewać.

Zacznę od tego, co mi się podobało. Na pewno fakt obszerności zbudowanego świata, który wskazuje na ogromną wyobraźnię autora jest atutem. Akcja dzieje się w wielu miejscach, czytelnik otrzymuje też wkładkę ze zbiorem map, które pomagają zobrazować przestrzeń. Myślę, że dla osoby debiutującej nie jest łatwo ogarnąć tak dużo w jednym tomie, więc tu składam wyrazy uznania dla pana Hryniewickiego. Ponadto intrygi gonią intrygi, w zasadzie nie ma momentu, gdy coś nowego nie zaczyna się dziać, więc autor cały czas trzyma czytelnika w pełnej gotowości do przeżywania dynamicznej fabuły. Opisy są rozbudowane, doskonale wiemy, jak kto wygląda, co je, gdzie przebywa, więc może nie ma tu wiele miejsca na popis własnej wyobraźni, ale na pewno to, co chciał przedstawić autor w swojej wizji jest jasno zarysowane.

Jeśli chodzi o to, co w mojej opinii mniej zagrało, to swoisty chaos. Wspomniałam wcześniej o sporej dynamice - mam poczucie, że momentami ona gubi się pod własnym ciężarem, pomimo iż oczywiście jej tempo jest zaletą. Myślę, że w kolejnych tomach powinno to być jednak bardziej uporządkowane - momentami miałam poczucie zagubienia w wydarzeniach, czy w lokacjach, które przecież również się wymieniały. Przez to paradoksalnie czułam się niekiedy znużona poprzez konieczność wyłapywania niuansów. Myślę, że warto też dopracować bohaterów - ich osobowości często były bardzo zbliżone do siebie, a przez to spłaszczone - w zasadzie nikt się nie wyróżnił niczym, nawet główna postać, trochę jakby to był teatr jednego aktora - przez to też momentami niekonsekwentnie były zarysowane myśli czy determinanty poczynań, zdarzały się niespójności i uproszczenia, jak choćby w relacji miłosnej, która powinna mieć zdecydowanie więcej czasu na rozwinięcie, bo przypominała Disneyowskie romanse. Liczę na to, że w kolejnych tomach jednak bardziej te odrębności i rozwój bohaterów wybrzmi. Chętnie też poznałam bym więcej elementów typowo "fantasy" w tym świecie - o wielu się mówiło, co było bardzo ciekawe, gdy wplatano w dialogi tajemnicze nazwy stworzeń, czy dysputy o magach itp - tego warto byłoby dodać więcej, bo ciekawie może podnieść odbiór książki.

Podsumowując - jak na debiut literacki, to jest całkiem niezła pozycja, ale w rozwinięciach przy okazji kolejnych tomów należałoby pewne rzeczy poprawić - wówczas będzie to naprawdę warta uwagi pozycja na polskim rynku wydawniczym, czego szczerze autorowi życzę :)

Tak trochę na zachętę 6/10 :)

A na zdjęciu, skoro Czarne Koty, to niezastąpiony mój prywatny czarnulek - Bonifacy ;)

PS: Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl

3 komentarze:

  1. Bonifacy wygląda jakby sam był autorem książki :D Fantasy - coś co uwielbiam. Trylogia - coś co uwielbiam. Czas to przeczytać i czekać na kolejne części. Jestem na tak

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obawiam się, co by było, gdyby napisał książkę o swoim kocim świecie... :P Chociaż chyba nie ma na co narzekać, ale kto go tam wie :P

      Usuń
  2. Książka napisana przez zwierzaka, coś co trzeba przeczytać!

    OdpowiedzUsuń